Gołąbki ziemniaczane mojej Babci

Jeżeli moja Babcia nauczyła się robić gołąbki z ziemniakami od swojej mamy, która z kolei przyswoiła tę recepturę od swojej mamy, to ile lat ma ten przepis? 😉

Babcia urodziła się w 1939 roku, w dużej wsi na Podkarpaciu, gdzie gołąbki ziemniaczane mają wielowiekową tradycję. Gołąbki z ziemniakami tak w ogóle kojarzą się z kuchnią wschodnią i kresową, ale są dziś znane w wielu rejonach Polski. Szukanie źródeł pochodzenia poszczególnych potraw bywa zadaniem dość karkołomnym. W czasie wojny i tuż po niej tysiące ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Przesiedleńcy zabierali ze sobą swoje kulinarne tradycje. Zaryzykuję stwierdzenie, że gołąbki z ziemniakami zadomowiły się wszędzie tam gdzie była kapusta, ziemniaki i… niewiele więcej. Jeżeli powiem, że we wsi gdzie wychowała się Babcia, zaraz po wojnie, żyło się skromnie, to jakbym nic nie powiedziała. Jeżeli powiem, że każde dziecko tam wiedziało, czym jest głód, to zbliżę się do prawdy. We wspomnieniach mojej Babci głód był rzeczą normalną, stałym towarzyszem życia. Można było być bardzo głodnym lub mniej głodnym. Rzadko bywało się sytym.

Niektóre przepisy to coś więcej niż „pomysł na obiad” i instrukcja jego wykonania. To tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Są dania, które dużo mówią o nas samych i dzielenie się nimi, to trochę jak zapraszanie do własnego domu. Zapraszam Was zatem, Drodzy Czytelnicy do domu mojej Babci. Do domu osoby, która karmiła innych gorliwie, bo dobrze pamiętała, jak to jest kiedy jedzenia brakuje.

Otóż ten dom był zawsze ciepły, bezpieczny i otwarty. Całe jego życie skupiało się w kuchni, do której ciągle ktoś wpadał napić się herbaty, pogadać albo coś zjeść. Kiedy byłam mała, a moi rodzice młodzi, drzwi u Babci się nie zamykały. Nie było telefonu komórkowego ani żadnego innego, więc te wizyty w większości były niezapowiedziane. Ale z Babcią nie trzeba się było umawiać. Ona zawsze miała czas dla niespodziewanych gości. I zawsze miała dla nich obiad. Z zawodu i z powołania była kucharką, gotowała z sercem i naprawę wspaniale, bo karmienie innych ją uszczęśliwiało. A z tych gołąbków była znana.

Jakiś czas temu znajoma zapytała, czy mam przepis na te gołąbki w babcinym Zeszycie? Nie miałam, ale właśnie go odtworzyłam. Dacie się zaprosić?

2 kg ziemniaków

1 główka kapusty ( 9 – 10 liści na gołąbki i kilka do wyłożenia garnka )

2 duże cebule

1 jajko

1 l bulionu warzywnego

1/2 szklanki soku z ogórków kiszonych lub z kiszonej kapusty

2 łyżki masła

sól, pieprz

 

  1. Z kapusty wytnij głąb. Włóż ją do gotującej się wody ( wyciętym głąbem do dołu ) i gotuj przez 5 minut. Wyjmij kapustę z wody i kiedy odrobinę przestygnie, zdejmij z niej liście. Będziesz potrzebować 9 – 10 liści na gołąbki ( w zależności od wielkości ) i kilka do wyłożenia naczynia, w którym będą się zapiekać.
  2. Z każdego liścia wytnij najgrubszą białą część, a cieńsze „żyłki” i zgrubienia obtłucz tłuczkiem do mięsa ( płaską stroną ). Kapusta będzie dzięki temu delikatniejsza.
  3. Cebulę pokrój w drobną kostkę i usmaż na złoto w oleju roślinnym.
  4. Ziemniaki zetrzyj na drobnych oczkach. Posól, wymieszaj i odciśnij nadmiar soku, który zbierze się w naczyniu. Dodaj jajko, podsmażoną cebulę, sól ( u mnie łyżeczka ) i pieprz. Dokładnie wymieszaj. W razie potrzeby znów odciśnij nadmiar soku.
  5. Na każdy liść kapusty nakładaj porcję farszu i zawijaj – dolny brzeg liścia na farsz, następnie górny. Brzegi zawiń pod spód gołąbka.
  6. Na dnie żaroodpornego naczynia lub garnka ułóż liście kapusty. Układaj gołąbki ściśle, jeden przy drugim. Następnie zalej je bulionem, dodaj sok z ogórków/ kapusty oraz masło. Przykryj liśćmi kapusty i zamknij pokrywką.
  7. Piecz w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni przez 70 minut.

Podawaj z roztopionym masłem.  Gołąbki najlepiej smakują następnego dnia po zrobieniu.

 



2 odpowiedzi na “Gołąbki ziemniaczane mojej Babci”

  1. Basia.K pisze:

    Kochana Ty miałaś takie cudowne SZCZĘŚCIE Z Twoja wspaniałą Babcia
    Jak ja z moim tata
    Gdzie do dziś moje koleżanki pamiętają i ja sama też….wspaniale obiady taty desery i ciasta i inne smakołyk mamy.
    Gościnność ich wobec każdego u nas były super eigilie imieniny majowe obiady z cielęcina i lody robione przez Tatę
    Kolorowe galaretki jako deser.
    Jednym słowem piękne doświadczenie.
    A do tego miło jeśli koleżanki mówią,,a pamiętasz jakie wielkie były te schabowe,nie mogłyśmy dokończyć a tu czas było wychodzić do szkoły średniej o wielkim rygorze wtedy!
    Niestety spoźniłysmy sie…wspomnienia pozostały.

    • Katarzyna pisze:

      Tak, to było prawdziwe szczęście:-)
      Dziękuję za ten komentarz.
      Majowe obiady i kolorowe galaretki! Jak to dobrze brzmi.
      Ile fajnych, ciepłych wspomnień.
      Dobrze, że są.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *