Krem z pieczonej dyni

Młodsza córka kazała mi dziś jeść babki z piasku przez półtorej godziny, na szczęście prawdziwy, realny głód wyciągnął ją wreszcie z piaskownicy. Wróciłyśmy do domu, wrzuciłam do prania większość rzeczy, które na sobie miała, umyłam jej rączki i buzię, wytrzepałam piach z włosów i posadziłam przed talerzem ciepłej zupy.

Dzieciaki dziś bawią się dokładnie tak jak my w ich wieku. Przynoszą w wiaderku wodę z kałuży i butwiejące liście. Siedzą w piaskownicy w kaloszach i gumowych spodniach i mieszają, dosypują, dolewają, podają sobie nawzajem i pytają jak smakuje. Płacą. Zamieniają się rolami i znów…

Błoto to nieodłączny element dzieciństwa. Stary garnek, trochę piachu, odrobina wody, trawa, patyki do mieszania i można się bawić przez cały dzień. A najlepsze jest to, że z tych kilku składników da się zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Tort z bitą śmietaną? Ależ proszę bardzo! Pizza z ananasem? Nie ma sprawy! Składniki w każdej ilości i w odpowiedniej temperaturze są zawsze pod ręką. Wszystko już oczyszczone, obrane, piekarnik gorący, naczyń nie trzeba zmywać – czysta przyjemność gotowania.

Przypomniała mi się puszka, którą w dzieciństwie, razem z koleżanką, znalazłyśmy pod jakimś śmietnikiem. Wieczko miała postrzępione i trzeba było uważać żeby się nie skaleczyć, ale świetnie udawała garnek. Gotowałyśmy w tej puszce cały dzień, uprzednio starannie umywszy ją w kałuży. Nie mogłam potem zrozumieć, dlaczego mamie nie podoba się puszka i z jakiego powodu chce ją wyrzucić. Wracaliśmy z tych zabaw brudni, obłoceni i szczęśliwi. Zupełnie jak moje dzieciaki dziś.

Myślę, że w gotowaniu w ogóle jest dużo z tych dziecięcych zabaw – wrzucasz do garnka dużo różnych rzeczy, możesz mieszać, próbować, sprawdzać co z tego wyjdzie. Możesz się trochę ubabrać i podoświadczać materii. Wyjątkowo wdzięcznym tematem są tutaj zupy, zwłaszcza zupy – krem, które na koniec można jeszcze całkowicie „zniszczyć” blenderem.

Krem z pieczonej dyni według tego przepisu jest jednym z moich ulubionych. Łagodny, słodki i maślany smak dyni nabiera w piekarniku trochę ciemniejszych, orzechowych nut. Dynię piecze się z pomidorami, czosnkiem, selerem, odrobiną oliwy i soli. Zupa ma słodki, pieczeniowy zapach i aksamitną konsystencję. Wyśmienicie smakuje z prażonymi ziarnami słonecznika, dyni, siemienia lnianego, ale najlepiej – choć to rzecz bardzo indywidualna – z płatkami migdałów. No i ta zupa jest jak świeże masło na ciepłym rogaliku – czysta rozkosz.

1 kg dyni ( ok 700 g po obraniu)

5 średnich pomidorów (ok 700 g )

niewielki kawałek selera ( ok 100 g)

1 cebula

1 ząbek czosnku

olej lub oliwa z oliwek

1 łyżka masła

sól/pieprz

zioła – rozmaryn/ tymianek/ świeże oregano / szałwia/ melisa co tam znajdziesz

płatki migdałów – uprażone na suchej patelni na złoty kolor

 

  1. Dynię i seler pokrój w paski ( seler bardzo cieniutko). Cebulę w drobne piórka. Pomidory wystarczy umyć.
  2. Piekarnik rozgrzej do 220 stopni.
  3. Warzywa natrzyj olejem/oliwą i odrobiną soli, ułóż na blasze, posyp ziołami i wstaw do piekarnika ( środkowa półka) na ok 30 minut. Kiedy warzywa już się upieką i ostygną na tyle, że będzie można ich dotknąć – zdejmij skórki z pomidorów.
  4. W dużym garnku zagotuj 1/2 l bulionu warzywnego (ok 2 szklanki) lub wody. Do garnka wrzuć zgrillowane warzywa. Dosyp pół łyżeczki soli. Gotuj 4 – 5 minut, po czym zdejmij z ognia. Przestudź, dodaj masło, poczekaj aż się rozpuści i zblenduj. Gotowe!

Podawaj z uprażonymi ziarnami dyni, słonecznika, siemienia lnianego, a najlepiej – z płatkami migdałów.

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *