Ciasto z miłości, czyli łatwy wypiek z całymi gruszkami

Kupiłam dziś na straganie sześć pięknych gruszek. Przyszłam do domu, postawiłam je na stole i zaczęłam się zastanawiać, co by tu z nich upiec. Właśnie wtedy przypomniała mi się historia mojej koleżanki, która upiekła ciasto gruszkami dla swojego przyszłego męża. I było to jedyne, co w życiu upiekła.

Od razu uprzedzam, że to historia miłosna, a te z natury są zwykle odrobinę ckliwe – nic nie da się na to poradzić. Otóż, kiedy wspomniana koleżanka po raz pierwszy spotkała swojego dzisiejszego męża, poczuła nagłą i niepohamowaną ochotę, żeby upiec mu ciasto. To było wszechogarniające pragnienie, żeby nakarmić go czymś przygotowanym własnoręcznie. Po prostu chciała przyrządzić mu coś pysznego i patrzeć jak będzie jadł. Nie mogła przestać o tym myśleć. W tramwaju, w bibliotece, na ulicy i w parku, czy uczyła się do egzaminu, czy biegła na autobus – nie opuszczało jej pragnienie, żeby upiec ciasto zupełnie obcemu chłopakowi, którego dopiero co poznała. Było to naprawdę dziwne i dało jej do myślenie bardziej niż motyle w brzuchu, które czuła na jego widok – ponieważ ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nie lubiła gotowania.

Z domu rodzinnego wyniosła przekonanie, że garnki i patelnie to zmyślne narzędzia tortur. A przygotowywanie potraw jest źródłem frustracji. Każdy z nas ma jakieś przyjemne kulinarne wspomnienia – a to jesienny wieczór pachnący szarlotką, a to wycinanie pierników na święta. W pamięci mojej koleżanki są tylko: metodycznie wręcz przypalane kotlety, rozgotowany na miękką papkę makaron, schab twardy jak podeszwa, którego nijak nie dało się pokroić. Trudno się więc dziwić, że moja koleżanka już w bardzo młodym wieku obiecała sobie, trzymać z daleka od kuchni. I obietnicy dotrzymała. Aż do tego szczególnego momentu…

Przepis znalazła w jakimś czasopiśmie. Skusił ją opis: Łatwe ciasto, które zawsze się udaje” oraz to, że były tam całe gruszki, których ogonki wyzywająco sterczały z ciasta, co wyglądało hmmm… efektownie. W dziale z mąkami przez chwilę poczuła się zagubiona, nie miała pojęcia, że jest ich tyle rodzajów. Gruszki kupiła na straganie pod blokiem, mikser pożyczyła od sąsiadki i – pierwszy i jak dotychczas ostatni raz w swoim życiu – upiekła ciasto. Oboje twierdzą, że wyszło fantastyczne. Małżeństwo z resztą też;-)

***

A ja dodam jeszcze, że ciasto z całymi gruszkami najlepiej smakuje zaraz po upieczeniu i nie warto zostawiać go do następnego dnia. Gruszki, nawet jeśli nie są zbyt soczyste, oddają ciastu sporo wilgoci i następnego dnia może się ono rozpadać jak biszkopcik zamoczony w gorącej herbacie. Ale zaraz po upieczeniu rzeczywiście jest fantastyczne. Pulchne, mięciutkie jak gąbeczka, pachnące czekoladą i kardamonem, z obłędnie słodkimi, ciepłymi gruszkami w środku.

6 gruszek

4 jajka

3/4 szklanki mąki ( 120 g)

2 łyżki kakao

1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia

1/2 szklanki cukru

1/3 szklanki oleju

szczypta imbiru lub kardamonu, a najlepiej obu na raz

 

  1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni C. Tortownicę o średnicy 24 cm smarujemy masłem i posypujemy bułką tartą.
  2. Gruszki obieramy, zostawiamy ogonki. Można usunąć gniazda nasienne, ale nie jest to konieczne.
  3. Jajka ubijamy z cukrem na sztywną, lśniącą masę, przez ok 10 minut. Wyłączamy mikser.
  4. Suche składniki (również przyprawy, jeśli ich używamy) mieszamy ze sobą i przesiewamy (partiami) bezpośrednio do ubitej masy. Delikatnie mieszamy szpatułką lub drewnianą łyżką, aż mąka całkowicie połączy się z masą.
  5. Ciasto przelewamy do formy i ustawiamy w nim gruszki. Jeśli gruszki się przewracają, należy przyciąć im spody.
  6. Ciasto wkładamy do piekarnika i pieczemy przez ok 50 minut lub do suchego patyczka.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *