Kogel-mogel z mascarpone. O tiramisu i filiżankach

Z niewiadomych przyczyn przez długie lata wydawało mi się, że tiramisu to specjał, który bardzo trudno zrobić.

Założyłam, że coś tak pysznego musi powstawać przy użyciu magii i czarów, w miejscu gdzie macha się różdżką i zagląda w kryształową kulę. Żywiłam przekonanie, że receptura na takie delicje musi być wiedzą tajemną, do której dostęp mają nieliczni. W głowie mi się nie mieściło, że zwykły szary człowiek we własnej kuchni, za pomocą zwykłej trzepaczki, może zrobić krem tak jedwabisty i pyszny.

Muszę przyznać, że kiedy wreszcie zrobiłam je w domu, dopadło mnie małe rozczarowanie – Jak to, to tylko tyle? Te jajka, mascarpone i kawa? Żadnych magicznych sztuczek, zaklęć wypowiadanych o północy, przy pełni księżyca? Żadnych tajemnych składników? Na szczęście, rozczarowanie trwało tylko do pierwszego kęsa i szybko zmieniło się w uznanie dla prostoty posiłku.

Najbardziej lubię wersję, w której krem robi się wyłącznie z utartych z cukrem żółtek i serka mascarpone. Taką, która w istocie swojej jest po prostu koglem-moglem z mascarpone. Krem wychodzi cudownie aksamitny i bardzo treściwy. Można też wmieszać do kremu, ubite na sztywno białka. Stanie się wtedy lżejszy, piankowy, w konsystencji będzie przypominał mus, ale zdecydowanie straci swój aksamitny ciężar. Niektóre receptury zakładają dodatek śmietany do mascarpone, co również powoduje, że krem staje się nieco lżejszy. Biszkoptom do szczęścia wystarczy kawa. Można je jeszcze rozpieszczać dodając do niej Marsalę albo Amaretto, ale nie jest to konieczne. No i najbardziej mi smakuje, kiedy jest podane w filiżankach.

I tu muszę się do czegoś przyznać. Otóż, na punkcie filiżanek mam małego bzika.

Przywożę je z podróży, podbieram Mamie, wyciągam od koleżanek. Szukam ich w antykwariatach i na targach ze starociami. Najbardziej lubię te pojedyncze, które dawno zgubiły swoje koleżanki i teraz stoją samotnie, jak ktoś, kto zgubił resztę wycieczki. U mnie każdy pije kawę w innej filiżance, bo znaleźć w kuchni dwie identyczne sztuki, to jak wyłowić w morzu koniczyny tę jedną czterolistną. Mam wprawdzie serwis kawowy z prawdziwego zdarzenia, który dostałam w prezencie ślubnym. I choć jest piękny i kompletny, to używam go rzadko. (A właściwie, powinnam napisać – jest piękny i kompletny, bo używam go rzadko!) Filiżanki to przedmioty kruche jak wiadomo, ale filiżanki w domu, w którym są dzieci, to już w ogóle delikatny temat. Chwila nieuwagi i masz puzzle z filiżanki.

Dzisiaj do tiramisu potrzebowałam aż sześciu jednakowych filiżanek! To się po prostu nie mogło udać więc nawet nie próbowałam szukać. Wyjęłam z kredensu pierwsze z brzegu – padło na cztery duże i cztery maleńkie do espresso. Filiżanki do espresso świetnie zdają egzamin – robi się taka porcja na trzy kęsy, na raz, jak czekadełko, jak ciasteczko na brzegu spodeczka. Tak to sobie tłumaczę;-)

Zatem na zdjęciach filiżanki są jakie są, każda inna. Nic nie poradzę.

Przepis na ok 6 filiżanek 200ml lub ( jak u mnie) 4 duże i 4 małe do espresso

4 duże żółtka lub 5 małych

400 g mascarpone

150 g cukru

20 biszkoptów

0k 200 ml mocnej kawy

kakao do posypania

 

  1. Przygotuj kawę i pozwól jej ostygnąć w szerokiej misce.
  2. Ubij żółtka z cukrem. Następnie partiami dodawaj mascarpone i mieszaj aż powstanie gładki krem.
  3. Wlej odrobinę kremu na dno każdej filiżanki.
  4. Biszkopty zanurzaj w kawie uważając, żeby ich zbytnio nie rozmoczyć i ułóż w filiżankach. Biszkopty trzeba połamać, wielkość kawałków zależy od rozmiaru filiżanek.
  5. Połowę pozostałego kremu rozsmaruj na biszkoptach. Następnie na krem połóż kolejną warstwę nasączonych biszkoptów. Na koniec rozłóż do filiżanek resztę kremu.
  6. Każdą filiżankę przykryj spodeczkiem i wstaw do lodówki na kilka godzin albo na całą noc. Przed podaniem posyp odrobiną kakao.

 

 

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *