Babka bananowa na palonym maśle

Wywołałam ostatnio trzysta zdjęć.

I mam na ten temat kilka luźnych refleksji. Otóż:

Zupełnie nas rozpieściły aparaty w telefonie. Robimy setki zdjęć z byle okazji. Nie wystarcza nam pstryknięcie kilku na pamiątkę. Szukamy idealnego ujęcia, fotografujemy to samo dziesięć razy, bo przecież potem się przejrzy i wybierze najlepsze. Ma to oczywiście swoje zalety. Telefon jest zawsze pod ręką i można złapać i można go użyć w każdej chwili, a w albumach lądują same dobre zdjęcia. Minusem jest oczywiście to, że potem trzeba się przekopać przez setki, jeśli nie tysiące fotografii.

Gorzej jeśli nie, wówczas trzeba poświęcić sporo czasu i cierpliwości na przekopanie się przez pamięć telefonów, komputerów i innych nośników. Zdarza się, że robi się to tak rzadko, że zanim zdjęcia ujrzą światło dzienne, to już są uwięzione w komputerze, który dokonał żywota. I teraz trzeba go choć na chwilę wskrzesić tylko dlatego, że żal tych zdjęć. Czy to jest właśnie mój przypadek? Być może, być może;)

Kto pamięta czasy kiedy w sprzedaży dostępne były klisze – 24 lub 36 zdjęć?

Moja mama na początku wakacji kupowała taką kliszę do aparatu. 36 zdjęć na całe lato! Każde zdjęcie było na wagę złota. I nieważne, że ktoś zrobił durną minę. Nieistotne, że prześwietlone, oczy zamknięte lub czerwone źrenice;) Każda fotografia dostawała swoje miejsce w albumie, żeby potomni mogli podziwiać Twoją głupią minę numer 3. No i oczywiście zdjęcia były zarezerwowane na specjalne okazje. Dlatego w albumach zwykle siedzimy przy stole wystrojeni z okazji świąt lub imienin, stoimy na baczność pod jakimś zabytkiem albo uśmiechamy się na szczycie jakiejś góry.

Czasem klisze się prześwietlały i to był prawdziwy dramat. Pamiętam historię jednej z moich cioć, która miała tylko jedno ( w dodatku nieostre!) zdjęcie ze swojego ślubu, właśnie dlatego, że klisza uległa zniszczeniu. Do dziś widzę dramatyczny gest, którym w opowieści ilustrowała moment, kiedy jakiś kuzyn czy stryjek wyciągną tę kliszę z aparatu na światło dzienne. Zamierałam słuchając tej historii. Całe życie ludzie pokazują swoje ślubne zdjęcia. Przyjaciołom, dzieciom potem wnukom, a tu? Klops. Masz opowieść o prześwietlonej kliszy zamiast zdjęcia.

Najsmutniejsze są zdjęcia niechciane. Kiedyś na targu staroci natknęłam się na cały karton albumów do zdjęć. Stał sobie na gołej ziemi, wśród stosów starych książek i płyt winylowych. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że albumy były pełne! Ze zdjęć uśmiechali się do mnie ludzie. Całe rodziny, większe i mniejsze. Patrzyłam na rodzinne uroczystości i spotkania towarzyskie. Czyjeś śluby i wesela. Urodziny i studniówki. Chrzty. Wakacyjne podróże. I nie były to stare czarno – białe zdjęcia, jakimi się w klimatycznych kawiarniach przystraja ściany. To były kolorowe, zupełnie współczesne fotografie. – Zdjęć jeszcze nie zdążyliśmy wyjąć, ale albumy są dobre, 5 złoty za sztukę – rzucił sprzedawca widząc, że przeglądam zawartość kartonu.

Żeby nie zakończyć tak smutno, mam dla Was jeszcze kilka luźnych myśli z cyklu „refleksje naiwne”.

Czym jesteśmy bardziej młodzi tym lepiej wychodzimy na zdjęciach.

Mówi się, że czas najbardziej widać po dzieciach, ale po zdjęciach też.

Wyciągnięcie jednej nogi do przodu, wysmukla sylwetkę, ale prowokuje pytania – Mamo a dlaczego na każdym zdjęciu wystawiasz nogę?

Najlepsze są zdjęcia zrobione spontanicznie.

Przekopywanie się przez pamięć komputera w celu wybrania zdjęć do albumu jest znośniejsze, kiedy ma się pod ręką coś na osłodę. Na przykład chlebek bananowy na palonym maśle, pachnący i jeszcze ciepły, a do tego tak łatwy, że można go ukręcić jedną ręką nie przerywając przeglądania zdjęć;)

Babka bananowa na palonym maśle

125 g masła
120 g cukru
4 banany (bardzo dojrzałe, brązowe, z plamami, dogorywające;)
200 g jogurtu greckiego
2 duże jajka
1 płaska łyżeczka sody
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
220 g mąki pszennej
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii/cukier waniliowy/inna wanilia;)
50 g orzechów włoskich
50 g suszonej żurawiny
1/2 łyżeczki cynamonu

przepis na keksówkę 10×30 cm

Sposób przygotowania:

1. Masło zrumieniamy, aż zacznie mocno pachnieć i odstawiamy do przestygnięcia.
2. Banany rozgniatamy widelcem (można odłożyć jeden, jeśli chcemy przyozdobić nim wierzch), dodajemy jaja i cukier. Mieszamy.
3. Dodajemy jogurt wymieszany z sodą i proszkiem do pieczenia.
4. Wlewamy przestudzone masło.
5. Dosypujemy mąkę, cynamon, wanilię. Mieszamy do połączenia składników.
6. Dodajemy bakalie i przelewamy do keksówki uprzednio wyłożonej papierem do pieczenia.
7. Pieczemy w temp. 180 st. C. przez 50 minut.

Babka bananowa na palonym maśle to niejedyny przepis na pyszne wypieki na tym blogu! Co powiecie na korzenne ciasto marchewkowe? (klik) lub efektowne ciacho z całymi gruszkami? (klik)

Pamiętajcie też, że czekam na Was na instagramie (klik)



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *